Znów się okazało, że Piłsudski miał rację

Znów się okazało, że Piłsudski miał rację - niezalezna.pl

Polacy cenią Józefa Piłsudskiego za Legiony i zwycięstwo nad bolszewikami w roku 1920. Tymczasem jego największym politycznym sukcesem był marsz na Kijów i próba utworzenia w naszym regionie federacji wolnych narodów. Gdyby ta próba się powiodła, II Rzeczpospolita stałaby się federacją narodów na wzór I RP. Nie doszłoby też do upadku II RP i mniej prawdopodobny byłby wybuch II wojny światowej.

Swoją walkę o niepodległość Polski i późniejszą jej politykę Józef Piłsudski oparł na spuściźnie Powstania Styczniowego. W symbolice powstania pojawiała się symbolika trzech narodów – Polski, Litwy i Ukrainy. Od unii hadziackiej (1658 r.) przedstawiciele Polski, Litwy i Ukrainy podjęli próbę budowania Rzeczypospolitej trójpaństwowej. Orzeł, Pogoń i św. Michał Archanioł towarzyszyły walce narodów I Rzeczypospolitej z rosyjską dominacją.

Józef Piłsudski, wychowany w tej tradycji, wielki zwolennik polityki Rzeczypospolitej federacyjnej, widział Polskę w sojuszu z narodami tworzącymi dawną republikę szlachecką. Nie chodziło przy tym o odbudowę tradycji i wielkości przedrozbiorowego państwa, lecz o nasze bezpieczeństwo i rację stanu.

Koniec I wojny światowej i rozpad Austro-Węgier (1918 r.) spowodował, że Polska znalazła się pomiędzy przegranymi, ale ciągle potężnymi Niemcami, i bolszewicką Rosją. Zarówno Niemcy, jak i bolszewicy chcieli, by obszar Polski był jak najmniejszy. Dodatkowo bolszewicy, realizując ideę zakładania komunistycznych republik, stopniowo przejmowali kontrolę nad narodami podbitymi wcześniej przez carską Rosję. Starcie na wschodzie i zachodzie z góry było wpisane w losy II Rzeczypospolitej. Niemcy chwilowo były mniej groźne, gdyż traktat wersalski gwarantował rozbrojenie ich armii. Coraz groźniejsza była za to Moskwa. Im dalej bolszewickie wojska stacjonowałyby od Polski i im mniej potencjału ludzkiego, rolniczego i przemysłowego znalazło się w granicach czerwonej Rosji, tym Polska była bezpieczniejsza.

Sojusz polsko-ukraiński

Samodzielna walka Polski z Rosją i Niemcami nie miała szans na powodzenie. Sojusze na Zachodzie, jak się okazało, gwarancji realnie nie dawały. Pozostawało stworzyć, czy odtworzyć, sojusze na wschodzie. Do tego niezbędna stała się odbudowa suwerennej Ukrainy. Była to kwadratura koła. W listopadzie 1918 r. doszło do walki we Lwowie między dominującymi tam Polakami i Ukraińcami. Piłsudski wsparł Polaków, ryzykując, że jego koncepcja runie.

Na szczęście zagrożenie bolszewickie i racjonalna polityka ukraińskiego przywódcy atamana Semena Petlury doprowadziły w 1920 r. do sojuszu polsko-ukraińskiego. W kwietniu 1920 r. połączone siły polsko-ukraińskie ruszyły na wschód. W maju zajęły Kijów. Jak się okazało, polsko-ukraińskie uderzenie jedynie wyprzedziło plany sowieckiej inwazji na zachód.

Setki tysięcy bolszewików runęły na świeżo utworzone armie polskie i ciągle jeszcze niewielką armię ukraińską. Mimo przewagi liczebnej Rosjan Polakom udało się przegrupować i w dwóch bitwach pod Warszawą i nad Niemnem rozgromili siły czerwonej Rosji.

Jednak polskim politykom ewidentnie zabrakło woli wykorzystania sukcesów militarnych. Przeciwnicy koncepcji federacyjnej Józefa  Piłsudskiego, głównie związani z obozem narodowym, zawarli z bolszewikami traktat ryski, który wprawdzie sankcjonował nasze granice na wschodzie, ale nie doprowadził do odtworzenia niepodległej Ukrainy. Wiele wskazuje na to, że politycznie i militarnie było to wówczas w zasięgu ręki.

Efektem braku sojusznika na wschodzie było doprowadzenie do sytuacji, w której zarówno dla Niemiec, jak i Sowietów, Polska stała się najważniejszym wrogiem. Przyczyną II wojny światowej był przecież niemiecko-sowiecki atak na Polskę. Czy byłby on możliwy, gdyby istniała wolna Ukraina w sojuszu z Polską?

Całość artykułu w dzisiejszej “Gazecie Polskiej Codziennie”