„Zielonego ludzika” goń. Czy Ukrainie pozostała już tylko walka?

„W Rosji pojawił się nowy towar eksportowy. Oprócz ropy i gazu Rosja eksportuje na Ukrainę terroryzm” – to słowa premiera Arsenija Jaceniuka, urzędującego obecnie na Ukrainie.

Rząd w Kijowie wydał polecenie przeprowadzenia specjalnej operacji antyterrorystycznej, która ma zneutralizować separatystów i „zielonego ludzika” we wschodniej Ukrainie. Kijów usiłuje bowiem odzyskać kontrolę nad obwodami charkowskim,  donieckim i ługańskim, gdzie jego władza jest coraz częściej i coraz bardziej otwarcie kwestionowana przez separatystów i „zielonego ludzika”.

Kim jest „zielony ludzik”? Otóż jest to żołnierz albo oficer rosyjskiego Specnazu lub oddziałów specjalnych FSB. „Zielony ludzik” to rosyjski dywersant, przebrany za nie wiadomo kogo; rosyjski żołnierz, który działa na Ukrainie na zlecenie Moskwy. Co do tego nikt na świecie (mimo, że Władimir Putin zdecydowanie zaprzecza) nie ma żadnych wątpliwości.

Premier Ukrainy Arsenij Jaceniuk był (i zresztą jest nadal) często oskarżany o brak zdecydowania i opieszałość w działaniach podjętych przeciwko separatystom. Jednak brak stanowczych kroków Jaceniuka wobec szerzącej się destabilizacji dokonywanej przez „zielonego ludzika” we wschodniej i południowej części Ukrainy jest konsekwencją politycznej i międzynarodowej sytuacji kraju.

Rząd Jaceniuka obrał kurs na Zachód, z którego dla Ukrainy miało nadejść nie tylko wsparcie, ale również konkretna pomoc. Świat zachodni miał służyć Ukrainie radą oraz wspierać ją na drodze pokojowego uniezależniania się od Rosji Putina. I właśnie słowo „pokojowego” jest tutaj kluczowe. Albowiem Jaceniuk zdawał sobie sprawę, że świat zachodni nie poprze żadnych agresywnych działań ze strony Ukrainy wobec Rosji. A więc, aby móc liczyć na wsparcie Zachodu, ukraiński premier miał bronić nienaruszalności terytorialnej swojego kraju za pomocą środków dyplomatycznych.

I tak też się stało. Świat zachodni doradzał ukraińskiemu rządowi, aby ten powstrzymał się od używania siły wobec rosyjskiej agresji, czego skutkiem stała się aneksja Krymu przez Władimira Putina i włączenie do Federacji Rosyjskiej Półwyspu Krymskiego wraz z miastem Sewastopol.

Kijów posłuchał świata zachodniego, który radził mu nie otwierać ognia do rosyjskich agresorów. Miał bowiem nie dawać Putinowi pretekstu do aneksji kolejnych obwodów czy kolejnych ukraińskich regionów. Jednak rady Zachodu na nic się nie zdały. Po aneksji Krymu Władimir Putin wysłał na wschodnią i południową Ukrainę „zielonego ludzika”, aby ten zaanektował między innymi obwody charkowski, doniecki i ługański.