Wajda: Odkryłem, że nie rozumiem Łodzi [ZDJĘCIA]

Zrekonstruowaną wersję zobaczyli widzowie na Festiwalu Kina Niezależnego “OffPlus Camera”. Do krakowskiego kina Kijów przyjechali reżyser Andrzej Wajda, operator Witold Sobociński i odtwórcy głównych ról: Wojciech Pszoniak (filmowy Moryc Welt), Andrzej Seweryn (Maks Baum), Daniel Olbrychski (Karol Borowiecki), Bożena Dykiel (Mada Mueller). Pojawili się także: Emilia Krakowska, Adam Kopczyński, Jerzy Domaradzki, Maciej Putowski, Barbara Ptak i Andrzej Kotkowski.

– W “Ziemi obiecanej” Reymonta znalazłem przede wszystkim realizm. To świetny materiał na film – mówił reżyser podczas uroczystego pokazu w Krakowie.

Autor “Kanału” i “Popiołu i diamentu” zaczął pracę nad adaptacją powieści Reymonta w 1974 r. Kiedy przyjechał do Łodzi na dokumentację, stwierdził, że miasto samo w sobie jest gotową scenografią. W filmie “zagrały” autentyczne wnętrza. Przy ul. Gdańskiej zorganizowano orgię Kesslera (Zbigniew Zapasiewicz) i postawiono klatkę z tygrysem. Fabrykant miał drażnić zwierzę, żeby zaimponować młodej włókniarce – Zośce Malinowskiej (Grażyna Michalska). Na planie okazało się jednak, że tygrys smacznie śpi, a scenę trzeba było dokręcić w zoo we Wrocławiu. Na podjeździe Akademii Muzycznej Karol Borowiecki (Daniel Olbrychski) pozbawia pijanego Moryca (Wojciech Pszoniak) zawartości żołądka i przekazuje mu tajną informację o podwyżce cen bawełny. – Uszkodził mi wtedy struny głosowe – zdradził Pszoniak podczas OffPlus Camery. W grocie z pyłu wulkanicznego w parku Źródliska nakręcono scenę schadzki Karola z kochanką – Lucy Zuckerową, graną przez Kalinę Jędrusik. W pobliżu skrzyżowania ulic Gdańskiej i Więckowskiego, na wolnym placu obok pałacu Poznańskiego, ekipa postawiła drewniany dom, który “udawał” mieszkanie Muellerów. Kiedy Mada Muellerówna (Bożena Dykiel) wygląda przez okno, zrzuca doniczkę pod nogi Borowieckiego. Olbrychski opowiadał później, że nie planowali tej sceny, aktorzy zaczęli improwizować.

Podczas festiwalu Wojciech Pszoniak przyznał, że to nie on miał grać Moryca Welta. W tej roli Wajda widział Jerzego Zelnika. Pszoniak miał się wcielić w Zuckera. – Gdy się dowiedziałem, że mam zagrać męża Kaliny Jędrusik, która zdradza mnie z Olbrychskim, byłem zachwycony! – opowiadał aktor. – Powiedziałem Andrzejowi: “Trzeba dopisać dużo scen. Jestem ładny chłopiec, mam piękne włosy”. “No tak, no tak..” zgodził się. Wyjechałem do Uzbekistanu. Po powrocie dzwoni do mnie agentka Wajdy i zaprasza na próbne zdjęcia do roli Moryca Welta. Przefarbowałem się na rudo i tak się zaczęło.

Rozmowa z Andrzejem Wajdą

Dominika Kawczyńska: Gdy w 1976 r. “Ziemię obiecaną” nominowano do Oscara, amerykańska publiczność nie chciała wierzyć, że 95 proc. zdjęć powstało w autentycznych plenerach. Zdziwiło to pana?

Andrzej Wajda: Sam nie wiedziałem, że w Łodzi czeka na mnie gotowa scenografia. Strasznie nie lubiłem tego miasta. Znałem jeden pałac – Kona, bo Szkoła Filmowa ma tam siedzibę. Żyłem życiem przyszłego filmowca i praktycznie nie ruszałem się z Targowej. Nie przeczytałem w życiu zbyt wielu książek. Od 15. roku życia pracowałem – jako ślusarz, bednarz, kolejarz. I gdyby nie Andrzej Żuławski, który pewnego dnia wręczył mi powieść Reymonta i pokazał film dokumentalny „Pałace Łodzi”, nie odkryłbym, że nie tylko tego miasta nie znam, ale również nie rozumiem.

W Ameryce pytali, ile film kosztował. Przecież wyraźnie widać świat wyjęty wprost z XIX w. Fabryki i pałace sprzed dwóch stuleci. Nikt się nie spodziewał, że mogło się zachować tak zakonserwowane miasto. “Ziemia obiecana” ma wartość dokumentalną. W tym tkwi jej siła. A dzięki temu, że aktorzy grali w autentycznych wnętrzach, postaci są bardziej wyraziste.

W filmie wykorzystał pan również prawdziwe maszyny, których jeszcze wtedy używano w fabrykach. Dziś ani maszyn, ani fabryk nie ma. Łódź straciła tożsamość?

– Kiedy kręciliśmy “Ziemię…”, prosiliśmy tylko, żeby materiał w panterkę zamienić na inny, który odpowiadałby realiom epoki. Miasto wyszło nam naprzeciw. Zachwycało mnie to, że po przebudzeniu nie wiedziałem, jakie będę robił zdjęcia. Byłem jak natchniony. Fabryki nie stawały, gdy ekipa zaczynała pracę. Włókniarki, które zatrudniliśmy jako statystki, wystarczyło przebrać w fartuchy, które noszono w XIX w. Nie mógłbym zresztą prosić amatorów o udawanie pracy przy maszynach – umarłbym ze strachu, że coś im się stanie. Żeby przemysł włókienniczy się w Łodzi utrzymał, konieczne byłoby zlikwidowanie tych XIX-wiecznych maszyn. Praca musiałaby się przenieść z fabryk do dostosowanych do dzisiejszych realiów hal. Trzeba by zbudować nową Łódź.

Film miał premierę prawie cztery dekady temu. Kiedy po latach myśli pan o realizacji “Ziemi obiecanej”, co od razu staje panu przed oczami?

– Witold Sobociński. Jego praca była dla filmu kluczowa. Poruszał się po mieście z wielką swobodą. On narzucił styl zdjęć. Sprawił, że kamera była niespokojna, odzwierciedlała psychikę bohaterów. Ten łódzki chłopiec wniósł do “Ziemi…” temperament i werwę.

Open all references in tabs: [1 – 4]