Ukraińska artyleria ostrzelała rosyjskie wozy opancerzone. Konwój …

Wydaje się, że sprawa rosyjskiego – białego – konwoju humanitarnego z pomocą dla wschodniej Ukrainy, jaka rozgrzewała emocje w ostatnich kilku dniach, zmierza do pomyślnego zakończenia.

Konwój 280 pomalowanych na biało ciężarówek przejechał tysiąc kilometrów rosyjskimi drogami i nie został wpuszczony na terytorium obwodu charkowskiego, gdzie początkowo zamierzał przekroczyć ukraińską granicę. Oponował minister obrony Ukrainy i władze obwodowe, oburzyli się politycy. Rosjanie zrozumieli, że rozwiązania siłowe w wykonaniu grupy niosącej pomoc humanitarną to byłaby farsa. I świat, całkiem słusznie, mieliby przeciwko sobie. Konwój ruszył więc do Doniecka w obwodzie rostowskim, tam się zatrzymał i przyczaił.

Dystansu do sprawy nabrała też strona ukraińska, wrzawa ucichła, i dobrze. Władze tymczasem zajęły się tym, co należało zrobić już wcześniej, czyli przygotowaniem i wysłaniem własnego, ukraińskiego konwoju z pomocą humanitarną do najbardziej poszkodowanego miasta i obwodu, Ługańska. No i dobrze, tyle że należało o tym pomyśleć wcześniej i nie dać się wyprzedzić Rosjanom, także propagandowo.

Bo Władimir Putin robi wszystko, żeby być postrzeganym przez ludność na wschodzie Ukrainy oraz na Krymie jako ten, który troszczy się prawdziwie o los mieszkańców. Stara się pokazywać, że to nie on jest stroną konfliktu, lecz to ukraińska władza walczy z Ukraińcami, zabija i pozbawia ludzi dachu nad głową. W sytuacji, kiedy faktycznie z powodu działań przeciwko separatystom ginie coraz więcej cywili, dzieci, także (zwłaszcza?) z rąk prorządowych oddziałów, taka postawa może przynieść Putinowi nową popularność. To prosta ludzka reakcja: gdy wszystko wokół zawodzi, trzeba szukać wsparcia choćby u wroga… Skoro oferuje pomoc.

Tak więc w sprawie konwoju władze ukraińskie zmiękły. Już się nie zabrania wjazdu ciężarówek z żywnością i wodą, bo miejscowym ludziom faktycznie trzeba pomagać. Po wszystkich przepychankach, rozmowach z Międzynarodowym Czerwonym Krzyżem, który miał nadzorować przeładunek humanitarnego transportu na ukraińskie ciężarówki i – jak rozumiem – wziąć odpowiedzialność za jego odprawienie przez cło i granicę oraz dystrybucję, Kijów i Moskwa zaczęły rozmawiać o konkretach.Czyli – co zrobić, żeby ciężarówki mogły przejechać granicę na ukraińskim przejściu Izwaryne. Znajduje się ono w obwodzie ługańskim, na terytorium kontrolowanym przez separatystów prorosyjskich. Ostatecznie uzgodniono, że konwój zostanie wpuszczony, pod kontrolą ukraińskich władz oraz OBWE. Konwój ruszył i prawdopodobnie przekracza granicę, takie są doniesienia z miejsca wydarzeń.

A w kierunku Ługańska zmierza również konwój ukraiński, rządowy. Trwa więc swoisty wyścig konwojów, każdy z nich spieszy do Ługańska i ciekawe, który przybędzie pierwszy i symbolicznie zwycięży?

Wniosek jest taki: może od razu należało rozmawiać zamiast nakręcać emocje i stawiać na równe nogi polityków od Waszyngtonu po Brukselę oraz zaprzestać domniemywania, czy Rosjanie wkroczą, i czy wojna się zacznie już na dobre (a raczej na złe). Moskwie oczywiście zależy na destabilizacji Ukrainy i pokazaniu, że państwo to nie kontroluje swego terytorium, jest słabe i nieudolne. Ale Kijów powinien to rozumieć, przewidywać i nie dać się zaskoczyć. Na wschodzie toczy się nie tylko zbrojna walka, trwa także wojna psychologiczna i propagandowa, walka o umysły mieszkańców wschodnich obwodów. Jeśli Kijów pokona separatystów, musi sobie na nowo ułożyć stosunki z mieszkańcami Donbasu, nie może mieć większości przeciwko sobie, bo to nie wróży nic dobrego na przyszłość.

Ale oczywiście Rosjanie nie byliby sobą, gdyby nie próbowali swoich sztuczek. Jak donieśli korespondenci brytyjskich gazet będący na miejscu, czyli na przejściu granicznym w Izwaryne, w nocy granicę ukraińską przekroczyły 23 transportery opancerzone oraz kilkadziesiąt innych pojazdów wojskowych oraz wyrzutnia BUK. Nie białych. Zielonych i na rosyjskich tablicach. Ukraiński sztab akcji antyterrorystycznej zbadał prawdziwość relacji i w południe potwierdził doniesienia. Potwierdziło je także NATO.

Wiadomo, że konwój wojskowy nie ma nic wspólnego z konwojem humanitarnym i nie ochrania go. Skorzystał jedynie z zamieszania, jakie powstało wokół dostaw humanitarnych, z zainteresowania prasy i polityków. Może także wizyta Putina na Krymie była przykrywką dla rozpoczęcia tego ataku? To kolejna dostawa pomocy zbrojnej dla separatystów. Pewnie należałoby tym razem użyć słowa „inwazja”. Efekt łatwo było przewidzieć: ukraińskie wojsko starło się z Rosjanami, doszło do ostrej walki, część kolumny została zniszczona. Potwierdzają to źródła w Kijowie, światowe agencje oraz NATO. Czy to będzie kolejny zwrot akcji na Ukrainie? Czy Kijów otrzyma pomoc wojskową przeciwko agresorom? Takie wsparcie obiecał już premier David Cameron w rozmowie z prezydentem Poroszenką.

Ukraiński premier Arsenij Jaceniuk ma rację, mówiąc, że Rosjanie postępują cynicznie: gdyby nie dostarczali uzbrojenia, to pomoc humanitarna dla regionu nie byłaby potrzebna. Ale część winy leży też po stronie Ukrainy: władze miały sporo czasu, całe 23 lata, na zajęcie się uszczelnieniem granicy. Dziś nie byłoby problemu. Przyjacielskie relacje z Rosją oczywiście należało zachowywać, ale o interesie własnego kraju myśleć przede wszystkim.

A takim interesem jest zawsze szczelna i bezpieczna granica. Wtedy wybuch separatystycznych nastrojów nie byłby aż tak dramatyczny. Takie nastroje zawsze były w Donbasie: ze względu na osobność tego regionu, z przyczyn ekonomicznych i socjalnych także. Władza nie powinna była tego ignorować.

Żeby zakończyć pozytywnie: może rzeczywiście spełnią się sugestie premiera Jaceniuka i po wyładowaniu transportu żywności do pustych już ciężarówek wsiądą separatyści, razem z bronią i wyrzutniami rakietowymi i opuszczą Ukrainę tak samo jak ją nawiedzili? Byłoby to piękne zakończenie. Niestety wiem, że to jedynie marzenie. Ta wojna jeszcze potrwa.