"Ukraińcy traktują zwierzęta jak śmieci!"

Od dłuższego czasu z Ukrainy płyną sygnały, że pod pretekstem przygotowań do Euro 2012 w brutalny sposób zabija się tam tysiące bezdomnych psów. W ostatnich dniach wstrząsający materiał na ten temat pokazała telewizja TVN24. – Ukraińcy traktują zwierzęta jak śmieci! – wyjawia autorka reportażu Anna Kulbicka, która w rozmowie z Wirtualną Polska odsłania prawdę o szokujących faktach zza wschodniej granicy.

REKLAMACzytaj dalej


Michał Bugno: Przez dwa tygodnie przebywała pani na Ukrainie, przygotowując reportaż “Psia zagłada” do programu “Czarno na białym” w telewizji TVN24. Które miasta pani odwiedziła i w których eksterminacja zwierząt w ramach “przygotowań” do Euro 2012 odbywa się na największą skalę?

Anna Kulbicka: Miasta, które odwiedziliśmy to Lwów, Kijów, Charków, Donieck i Mariupol. Jeśli miałabym wybrać miejsce, w którym pod tym względem jest najgorzej, wskazałabym na leżący we wschodniej części Ukrainy Donieck – tak naprawdę jest tam zupełna samowola.

Pani reportaż zawiera sceny, pokazujące brutalne metody, za pomocą których na Ukrainie wyłapuje się i zabija psy. Zespoły hycli strzelają do zwierząt ze specjalnej broni, służby komunalne rozkładają na ulicach trutkę… Które z tych metod uznaje się za najbardziej brutalne?

Tych najbardziej brutalnych metod nie mogliśmy pokazać, bo są zbyt drastyczne. Bardzo rzadko zdarza się, że zwierzęta dostają zastrzyk z substancją, która je paraliżuje lub zabija. Najczęściej są one uderzane łopatą, kijem lub innym przedmiotem, który może nie tyle je zabije, co na jakiś czas unieruchomi. W takim stanie wrzuca się je albo na ciężarówkę albo wprost do krematoriów. W materiale pokazujemy też, jak żywe zwierzęta wrzuca się do śmieciarek. Doskonale obrazuje to, jak Ukraińcy odnoszą się do zwierząt. Traktują je jak śmieci!

Część psów zakopywana jest w masowych grobach pod pretekstem „mineralizacji gleby”, inne spalane są – często żywcem – w krematoriach, a jeszcze inne są skupowane przez zakłady utylizacji zwierząt, które przerabiają je na mąkę kostną. Kto z tego haniebnego procederu czerpie największe zyski?

Ciężko to ocenić, dlatego, że jest to trochę legalne, a trochę nielegalne. Nikt oficjalnie o tym nie chce rozmawiać. Z jednej strony jest pewne przyzwolenie władz na takie traktowanie psów, a z drugiej działania te są niezgodne z prawem, bo nie ma żadnej ustawy, która mówi, że zakład utylizacji może skupować zwierzęta. Ten we Lwowie, do którego dotarliśmy, oficjalnie powinien dostawać konfiskowane na granicy mięso albo bydło, które zostało otrute bądź uśmiercone w inny sposób. Tuż przed naszym przyjazdem do fabryki utylizacji we Lwowie, akurat miał tam miejsce transport psów, wynoszący 700 kg. To około 70-80 zwierząt. I to tylko w jednym transporcie! Za kilogram psa zakład płaci pięć hrywien czyli dwa złote. Można więc sobie wyobrazić, że na nielegalnym rynku są to naprawdę gigantyczne pieniądze. Ciężko ocenić dokładnie, kto zarabia na tym najwięcej i jakie dokładnie są to kwoty. Ale zarabia każdy – ten, kto wyłapuje, ten, kto zabija, ten, od którego się kupuje, a także ten, który kupuje, bo na sam koniec przerabia on psy na jedzenie dla zwierząt, w tym dla… psów. I tu koło się zamyka – psy przerabiane są na karmę dla psów.

Czy zna pani szacunkowe dane dotyczące liczby psów, które są zabijane na Ukrainie w skali całego kraju?

Organizacje walczące o prawa zwierząt na Ukrainie, do których dotarłam, mówią, że od początku tego roku zabito tam 9000 psów. Z oficjalnej rozmowy, którą udało mi się przeprowadzić z pracownikiem Urzędu Miasta w Kijowie, dowiedziałam się, że tak naprawdę nie są prowadzone żadne statystyki, dotyczące tego, ile bezdomnych psów jest na Ukrainie. Ciężko więc oszacować, ile z nich znika. Z tego, co podają organizacje, w tym roku było to 9000 psów. Wiadomo jednak, że te działania zaczęły się dużo wcześniej.

W materiale jest mowa o tym, jak po wizycie w zakładzie utylizacji zwierząt, przez cztery godziny składała pani zeznania ukraińskim milicjantom. Jaka była ich reakcja i podejście do tematu? Byli zaskoczeni zeznaniami, czy raczej wyglądało na to, że doskonale wiedzą, co dzieje się w zakładzie?

Milicjanci nie wyglądali na zdziwionych, ani przejętych tym, co opowiadaliśmy. Powiedzieliśmy im o wszystkim, co zobaczyliśmy za bramką. O tym, że dowiedzieliśmy się, że przywieziono tam 700 kg psów, a także o tym, że znaleźliśmy jednego zabitego psa i było widać, że został zabity bardzo niehumanitarną metodą, bo miał przetrąconą głowę. Milicjanci po prostu spisali, co mówiliśmy, nie wykazując żadnej inicjatywy, żeby wejść do zakładu i zobaczyć, co się w nim dzieje albo dowiedzieć się, kto i w jaki sposób zabił tego psa. Podobnie było w Kijowie, gdzie w nocy dowiedzieliśmy się, że na ulicach trute są zwierzęta. Milicja nawet nie przyjechała na miejsce, bo stwierdziła, że ma ważniejsze zadania niż uganianie się za psami. Tak to tam wygląda – w nocy lub nad ranem służby komunalne trują zwierzęta, a później przyjeżdża śmieciarka i je zabiera. Z kolei milicja udaje, że nic nie widzi i nie ma żadnych zgłoszeń…

W przypadku trucia tych zwierząt łamana jest obowiązująca na Ukrainie ustawa o ochronie zwierząt z 2006 roku. Artykuł 17. Tego dokumentu w przypadku uśmiercania zwierząt wyraźnie zabrania stosowania metod, które powodują ich przedśmiertne cierpienie. A taką metodą z pewnością jest podawanie trucizn czy spalanie zwierząt żywcem. Z tego, co pani mówi, wynika, że za brutalne zabijanie psów u naszych wschodnich sąsiadów nie karze się nikogo. A może słyszała pani o przypadkach, w których podobne kary były nakładane?

Nie. Absolutnie nie słyszałam o ani jednym przypadku, żeby ukarano kogoś za to, że znęca się nad psem czy zabija go w niehumanitarny sposób. Żadna z działaczek nie donosiła mi o tym, żeby taki przypadek miał gdzieś miejsce. Służby nigdy nic „nie wiedzą”, a ewentualną winę zrzucają na dog hunterów – ludzi, którzy w internecie zakładają strony, na których nawołują do zabijania psów. Jednocześnie władze nie robią nic, żeby takich stron nie było. Zresztą jest to dla nich bardzo wygodna przykrywka, bo zawsze mogą powiedzieć: „to nie my, to dog hunterzy”. Niestety za zabijanie psów absolutnie nikogo na Ukrainie się nie karze.

Czy zdarza się, że ukraińskie władze w jakiś sposób próbują tłumaczyć ludziom swoje decyzje związane z oczyszczaniem miast z bezpańskich zwierząt?

Z tego, co wiem, nie. Chętnie porozmawiałabym z jakimś przedstawicielem władz na Ukrainie, ale niestety nie jest to takie proste. W Polsce pójście do urzędu miasta i poproszenie urzędnika o rozmowę, jest czymś naturalnym. Tam jest jednak inaczej. Żeby porozmawiać z kimkolwiek, w urzędzie trzeba stoczyć prawdziwą batalię. Na Ukrainie byliśmy przez prawie dwa tygodnie, a odbyliśmy tylko jedną oficjalną rozmowę. Ciężko mi więc odnieść się do oficjalnego stanowiska władz. Na pewno jednak nikt nie tłumaczy się przed obywatelami z tego, że psy są zabijane.

Rozmawiała pani we Lwowie z redaktor naczelną jednej z ukraińskich telewizji Ireną Sandulak, której pies stał się przypadkową ofiarą oczyszczania miasta. Czy słyszała pani o podobnych przypadkach – takich, w których psy wyprowadzane na spacer przez właściciela, przypadkowo trafiały na wystawioną trutkę?

Jak najbardziej. Takie przypadki nie są odosobnione. Nawet pani Irena mówiła mi, że kiedy jej pies trafił do weterynarza, to tego samego dnia przywieziono tam innego domowego psa z podobnym problemem. Weterynarz dokładnie wiedział, jak zareagować, ponieważ już wcześniej spotykał się z podobnymi przypadkami. Trutka na zwierzęta podawana jest z jedzeniem albo wysypywana na ulicy. Właściciel, który wyprowadza pasa na spacer, nie zawsze może zdążyć z reakcją.

Może dojść do sytuacji, w której właściciele psów na Ukrainie zaczną bać się wychodzić z nimi na zwykły spacer.

Na pewno nawet te psy, które mają właścicieli, są w pewien sposób narażone. Na Ukrainie jest tak, że kiedy na ulicy leżą otrute psy lub wysypana jest trutka, nikt na to nie reaguje. Nikt nie zawiadamia o tym milicji lub urzędników. W materiale pokazane jest, że wokół toczy się normalne życie. Jest bazarek, na którym sprzedaje się owoce i warzywa. Są dzieci, które idą do szkoły. A na ulicy leżą martwe psy…

Na Ukrainie miała pani kontakt z osobami, walczącymi o prawa zwierząt – m.in. ze Swietłaną Kalapun i Leną Kisielową. Jakie działania podejmują te osoby?

Dokumentują to, co się dzieje, piszą pisma i protesty. Ale tak naprawdę mogą niewiele… Na Ukrainie nikt się z nimi nie liczy. Tamtejsze media nie są do końca wolne, więc nie mogą podejmować takich tematów. Nie ma w nich osób, które mogłyby im pomóc. Właśnie dlatego trafiły one do nas. Jeżeli chodzi o wysyłane przez działaczki pisma, to albo nie ma na nie odpowiedzi albo odpowiedź jest taka, że nie „możemy nic zrobić” i „nic nie wiemy w tym temacie”. I tak naprawdę uderzają one o ścianę… Co jeszcze można zrobić? Osoby, walczące o prawa zwierząt na Ukrainie, nawołują też do tego, żeby bojkotować Euro 2012, zmuszając w ten sposób władze do podjęcia stosownych działań.

W jaki sposób ten bojkot piłkarskich mistrzostw Europy miałby wyglądać?

Organizatorzy chcieliby, żeby był to oficjalny protest, polegający na odsyłaniu biletów do ambasady z podaniem powodu takiego zachowania. Nie chodzi o to, żeby kibice po prostu nie przyszli na mecze, tylko żeby oddając bilet i nie idąc na mecz, podkreślili, że robią to, bo sprzeciwiają się zabijaniu zwierząt. Wiem, że taka inicjatywa funkcjonuje już na Facebooku.

W jaki sposób pomóc mogą Polacy, którzy np. po obejrzeniu pani reportażu, postanowią zaangażować się w sprawę ratowania bezdomnych psów na Ukrainie?

Warto pomagać schroniskom, które działają na Ukrainie, bo placówki te zdane są tylko i wyłącznie na siebie. Nie dostają żadnej dotacji od miasta ani państwa. Pomoc finansowa może pozwolić im przygarniać z ulicy więcej psów. W tej chwili sytuacja wygląda źle, aczkolwiek muszę zaznaczyć, że po emisji naszego materiału kilka rzeczy na Ukrainie się zmieniło.

Co konkretnie?

Z informacji, które przekazała mi Swietłana Kalapun zamknięto spalarnie w Maripolu i Lisiczańsku. Według oficjalnego pisma są one nieczynne i nie będą już działać. Chciałabym jednak, żeby mówienie o tym problemie doprowadziło do jeszcze większych zmian.

Z Ukrainy dochodzą sygnały, że te zmiany stają się realne. 17 listopada Minister ochrony środowiska Mykoła Złoczewski ogłosił natychmiastowy zakaz zabijania bezpańskich zwierząt. Mają powstać nowe schroniska, a zwierzęta, które nie będą mogły zostać do nich przyjęte, będą sterylizowane. Nowe przepisy muszą jeszcze zostać przyjęte przez burmistrzów miast. Czy w kontekście tych informacji, widzi pani realne szanse na zakończenie eksterminacji psów?

Bardzo bym chciała, ale ciężko mi wierzyć, ze tym razem władze dotrzymają obietnicy. Działaczki, które walczą o prawa zwierząt na Ukrainie, już takie obietnice słyszały…

Rozmawiał Michał Bugno, Wirtualna Polska