Ukraina, ziemia na pograniczu
W ostatnim dwudziestoleciu kijowska dyplomacja dążyła – przeważnie z dobrym skutkiem – do tego, by na geopolitycznej mapie Europy na dobre zagościło to pierwsze pojęcie. Dziś prezydent Wiktor Janukowycz niweczy te wysiłki.
Ukraina stała się niepodległym państwem w 1991 roku. Trzy lata później, kiedy Waszyngton rozważał rozszerzenie NATO o nowe kraje członkowskie, Borys Tarasiuk, wówczas ukraiński wiceminister spraw zagranicznych, spotkał się z podsekretarzem stanu USA, którym był wtedy Strobe Talbott. Tarasiuk zauważył, że przyjęcie do Paktu takich krajów, jak Polska czy Węgry, spotka się z negatywną reakcją Moskwy, a dla Kijowa oznaczać będzie dylemat: w jaki sposób uniknąć przekształcenia się Ukrainy w szarą strefę niepewności, pogranicze oddzielające NATO od Rosji?
Talbott zgodził się, że Ukraińcy zasługują na to, by udzielić im dobrej odpowiedzi na to pytanie. Znalezienie tejże odpowiedzi stało się priorytetowym zadaniem dla zajmujących się kwestiami europejskimi członków administracji Clintona. Waszyngton rozwijał swoje stosunki dwustronne z Ukrainą, podpisując w 1996 r. umowę o strategicznym partnerstwie z Kijowem i powołując komisję dwustronną pod przewodnictwem ówczesnego amerykańskiego wiceprezydenta Ala Gore’a i ówczesnego prezydenta Ukrainy, Leonida Kuczmy. Rok później NATO i Ukraina podjęły decyzję o podpisaniu Karty o Szczególnym Partnerstwie i powołaniu do życia Komisji NATO-Ukraina, by tą drogą zacieśniać więzi pomiędzy Kijowem i Sojuszem.
Cel był jasny: pogłębić więzi Zachodu z Ukrainą, i tym samym zagwarantować, że Kijów nie obudzi się w takiej rzeczywistości, w której – po transformacji geopolitycznego krajobrazu na skutek rozszerzenia NATO i UE – istotnie okaże się, iż jest on osamotnionym terytorium granicznym. W 2002 r. Ukraina postawiła sobie za cel wejście do NATO. Także jej relacje z Unią Europejską, mimo iż kształtujące się wolniej, niż te z Sojuszem, zaczęły charakteryzować większy rozmach i głębia.
Po Pomarańczowej Rewolucji 2004 r. Wiktor Juszczenko uczynił z dołączenia do euroatlantyckiej społeczności nadrzędny cel swojej polityki zagranicznej i rozpoczął rozmowy w sprawie przyjęcia planu członkostwa w NATO dla Ukrainy. W tym ostatnim znacząco wyprzedzał ukraińską opinię publiczną, aczkolwiek przyznać należy, że jego rodacy opowiadali się za ściślejszą współpracą z Unią Europejską. Ważniejsze było jednak to, że Juszczence nie udało się rozwiązać kluczowych problemów wewnętrznych kraju. Rozczarowani wyborcy zwrócili się w 2010 r. ku Janukowyczowi.
Obejmując urząd, Janukowycz oznajmił, że priorytetem w polityce zagranicznej będzie dlań naprawa mocno nadszarpniętych relacji z Moskwą. Nie pozostawił również wątpliwości co do tego, że Ukraina będzie zachowywać równowagę pomiędzy Rosją i Zachodem. Podkreślił wagę pogłębiania integracji z UE, niezwłocznie przystępując do rozmów na temat umowy stowarzyszeniowej i umowy o utworzeniu pogłębionej strefy wolnego handlu Ukraina-UE.
Janukowycz regularnie odrzucał prośby Moskwy o dołączenie do Porozumienia o Unii Celnej między Federacją Rosyjską, Kazachstanem i Białorusią. Podczas gdy niektórzy zachodni decydenci żałowali, że Kijów nie dąży już do członkostwa w NATO, bliższa współpraca Ukrainy z Unią Europejską wydawała się być poszukiwaną dobrą odpowiedzią na pytanie postawione w 1994 r. przez Borysa Tarasiuka.
Współpraca ta jest teraz zagrożona. Regres, jaki nastąpił za prezydentury Janukowycza – a którego najbardziej wymownym przejawem stał się proces liderki opozycji, Julii Tymoszenko – może okazać się zgubny dla stosunków Ukrainy z Zachodem.
Unijni przywódcy już odwołali zaplanowaną wizytę Janukowycza w Brukseli. Negocjacje w sprawie umowy stowarzyszeniowej i o strefie wolnego handlu mogą co prawda toczyć się dalej, ale ich pomyślne zakończenie stoi pod znakiem zapytania. Europejscy politycy wprost zaznaczają, że szanse na ratyfikację traktatów pozostaną zerowe tak długo, jak Tymoszenko przebywać będzie w więzieniu. W sytuacji, w której Unia zmaga się z kryzysem w strefie euro, postępowanie Janukowycza staje się użytecznym argumentem dla tych frakcji, które od zawsze były sceptycznie nastawione wobec współpracy UE z Ukrainą. Jednocześnie stosunki Kijowa z poszczególnymi krajami zachodnimi wydają się zmierzać ku zamrożeniu: Janukowycz coraz częściej postrzegany jest raczej jako kolejny Alaksandr Łukaszenka niż jako przywódca aspirujący do grona europejskich włodarzy.
Wydaje się, że Janukowycz zdaje sobie sprawę z ryzyka, jakie niesie izolacja, zwłaszcza w kontekście jego relacji z Kremlem. Na Ukrainie podnoszą się głosy, że Moskwa zrobiła niewiele w kwestiach ważnych dla Kijowa, chociaż sam Kijów w 2010 r. ustosunkował się do głównych rosyjskich postulatów. Przykładem może być sprawa gazociągu pod Morzem Czarnym, do którego budowy dąży rosyjski rząd. Gazociągiem tym popłynąłby gaz, który obecnie transportowany jest przez terytorium Ukrainy. Pogorszenie stosunków Ukrainy z Zachodem zapewne ośmieli Moskwę do wywierania silniejszej presji na Kijów.
I tak oto represje stosowane w polityce wewnętrznej przez Janukowycza doprowadzą Ukrainę dokładnie tam, gdzie nigdy nie chciała się znaleźć, lokując ją w szarej strefie pomiędzy Europą i Rosją. Być może nie jest to intencją ukraińskiego prezydenta, ale nie ma to znaczenia. Swoimi działaniami przekształca on swój kraj w terytorium graniczne, przed którym to statusem Ukraina broniła się całymi latami.
Steven Pifer
“New York Times” / “International Herald Tribune”
Tłum. Katarzyna Kasińska
(Autor jest byłym ambasadorem Stanów Zjednoczonych na Ukrainie. Funkcję tę pełnił w latach 1998 – 2000)