Ukraina – nie wszystko stracone
Dzisiejsza prasa pełna jest żalu za straconą Ukrainą. Rzeczywiście, na pierwszy rzut oka porozumienie o zawieszeniu broni, a tak naprawdę plan pokojowy, nie wygląda na zwycięstwo Kijowa. Tyle, że jeszcze bardziej nie jest zwycięstwem Moskwy, a przynajmniej nie musi nim być.
Do zawieszenia broni doszło, bo Kijów nie był w stanie wygrać wojny, a Moskwa nie chciała. Putin wie, że nawet jeśli “w dwa tygodnie zająłby Kijów”, to wziąłby sobie na głowę niekończącą się walkę z milionami nieprzychylnych mu Ukraińców. Na razie wystarcza mu kalka tzw. zamrożonych konfliktów. Chciałby, aby ponadpaństwowy twór na terenie obwodów donieckiego i ługańskiego wypowiedział posłuszeństwo Kijowowi, najlepiej w drodze referendum, a dalej to się zobaczy.
Doświadczenie Naddniestrza, Osetii i Abchazji pokazuje jednak, że mimo aneksji terytorium, Gruzja i Mołdawia mogą się reformować i realizować swoje europejskie ambicje. I tu rozpoczyna się prawdziwa gra o przyszłość Ukrainy. Można, choć godzi to w dumę narodową, żyć bez kawałka ziemi, ale nie da się egzystować z korupcją, nieudolną administracją i brakiem poszanowania prawa.
W porozumieniu podpisanym przez separatystów i Kijów cieszy mnie szansa na mocną obecność OBWE. Ta międzynarodowa organizacja powinna kontrolować granice, wszystkie procedury wyborcze oraz rozdział pomocy zagranicznej i wtedy dopiero zobaczymy, ilu mieszkańców obwodu donieckiego i ługańskiego stało za dzielnymi bojownikami w zielonych mundurach.