Separatyści: z Kijowem możemy rozmawiać jedynie o rozwodzie
Pomagają nam oddziały ochotników z byłego ZSRR – mówi „Rz” wicepremier samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej, Mirosław Rudenko.
Czy jest szansa na pozostanie Donbasu w granicach Ukrainy?
Mirosław Rudenko: Takiej możliwości już nie ma. Kijów powinien się liczyć z głosem milionów ludzi, którzy poszli do urn w niedzielę. Jeżeli tego nie zrozumieją, będziemy musieli kontynuować naszą walkę. Tyle że ta walka zakończy się porażką Ukrainy, która przestanie istnieć w dotychczasowych granicach. Przytaczając stare rosyjskie przysłowie: kto z mieczem przyjdzie, ten od miecza zginie.
Więc jakie wyjście ma Kijów?
Po pierwsze, ukraińskie władze powinny zakończyć tak zwaną operację antyterrorystyczną. Po drugie, powinny uznać wyniki referendum i zacząć pokojowy „proces rozwodowy” z Donbasem. Tylko wtedy będziemy mogli rozważać, w jakim kierunku pójdą nasze stosunki z Ukrainą. Co prawda mam ogromne wątpliwości, czy tacy ludzie jak Awakow, Turczynow, Jaceniuk, Poroszenko czy Kołomojski będą w stanie usiąść przy okrągłym stole, ponieważ to oni doprowadzili do wojny domowej. To oni rozpoczęli operację pacyfikacyjną pod pretekstem obrony ukraińskiej ziemi, która już de facto nie jest ukraińska. W okresie tak zwanej niepodległości na wschodzie kraju ciągle dochodziło do łamania praw rosyjskojęzycznej większości. Działania te doprowadziły do powstania niepodległych republik i w konsekwencji na całym południowo-wschodnim regionie odrodzi się historyczna Noworosja. Ludzie mają dosyć życia pod piętą bandyckich oligarchów i zdradliwych polityków, którzy działają w interesach Zachodu.
Moskwa jednak nie śpieszy się z realizacją krymskiego scenariusza w Donbasie. Czy nie jesteście tym rozczarowani?
Warto rozumieć, że Autonomia Krymska od dawna była gotowa przyłączyć się do Rosji. Natomiast Donbas dopiero ogłosił swoją niepodległość. Biorąc pod uwagę sytuację geopolityczną w regionie, nie oczekiwałbym na szybkie działania Rosji. Głównym celem jest projekt Noworosji, która obejmie inne regiony Ukrainy. Obserwowaliśmy powstańcze próby w Odessie czy Charkowie, lecz kijowska junta próbuje tłumić ten proces. Do nas przyjeżdżają nawet z Dniepropietrowska, gdzie lokalny oligarcha Kołomojski poluje na tak zwanych separatystów. Wiemy, że w najbliższym czasie powstania odbędą się w kolejnych regionach południowego wschodu.
Kiedy zamierzacie przyłączyć się do Rosji?
Patrzymy na to nieco szerzej. Naszym celem jest odrodzenie imperium rosyjskiego, wielkiego potężnego państwa, opartego na doświadczeniu carskim i sowieckim. Dziś ten projekt nazywamy Związek Eurazjatycki, na którego obszarze powstanie wielokulturowe i wielonarodowe państwo. Ukraina jest antyrosyjskim projektem, więc w interesach Moskwy jest sąsiedztwo z przyjazną i braterską Noworosją. Etniczni mieszkańcy zachodniej Ukrainy określali się niegdyś jako Rusini. Od jakiegoś czasu Rusinów zastąpili neologizmem „Ukrainiec”. Lekceważona jest rola Stalina i Lenina, którzy wnieśli ogromny wkład do historii tego kraju. Przecież ukraiński projekt powstał z inicjatywy bolszewików, którzy zbierali to państwo z kawałków. Burząc pomniki Lenina, banderowcy burzą ukraińską państwowość.
Czy to prawda, że separatyści w Doniecku również są wspierani przez lokalnego oligarchę Rinata Achmetowa?
To nie jest prawda. Rinat Achmetow wielokrotnie oświadczał, że jest zwolennikiem jednej niepodzielnej Ukrainy, a związana z nim Partia Regionów na wszelkie sposoby dążyła do uniemożliwienia referendum.
Czy rosyjscy wojskowi pomagają separatystom w Donbasie?
Są tu międzynarodowe oddziały ochotników z całego byłego ZSRR: Rosji, Abchazji, Osetii, Naddniestrza. Są wśród nich wyszkoleni ludzie, którzy niegdyś uczestniczyli w operacjach wojskowych w różnych zakątkach świata. Tymczasem zdecydowaną większość stanowią mieszkańcy Donbasu.
— rozmawiał Rusłan Szoszyn