Pat Cox: W propagandzie Rosji pobrzmiewają echa Goebbelsa

Jak można określić obecną sytuację na Ukrainie? Mamy do
czynienia z rebelią, wojną, anarchią, inwazją?

Przede wszystkim sytuacja jest bardzo niestabilna. Tym
bardziej należy docenić Arsenija Jaceniuka, który wziął na siebie – jak sam to
określił – „niewdzięczne zadanie” pełnienia funkcji kleju czy cementu, który
będzie spinał całość kraju. Gospodarka jest słaba, a jednocześnie Prezydent
Putin przez politykę cenową traktuje rynek energii jako broń. Jedynym celem tych
działań jest skopanie leżącego sąsiada. Z przykrością stwierdzam, że zamiast
słowiańskiego braterstwa, na które tak często powołuje się prezydent Rosji, mamy
cyniczną wojnę handlową, presję polityczną, militarną i gospodarczą.

Wcześniej anektowanie Krymu było oparte na propagandzie i
Wielkim Kłamstwie. Kłamstwie o Majdanie jako neofaszystowskiej, antysemickiej
rewolcie. Oczywiście, w tak wielkiej masie ludzi znajdą się reprezentanci
wszystkich nurtów, ale moim zdaniem Majdan był przede wszystkim ruchem zwykłych
Ukraińców, którzy w najzimniejsze noce stali dla pewnych wartości, tj. Europa,
brak korupcji, Ukraina oparta na poszanowaniu dla jednostki i demokracji.
Wielkie Kłamstwo polegało na tym, że jak tylko faszyści zdobędą Kijów, to potem
przyjdą po was. A my was uratujemy. Pobrzmiewają tu echa logiki, jaką
zastosowali Goebbels i Hitler, anektując Sudetenland.

W całej powojennej historii był tylko jeden przypadek, kiedy
członek ONZ zaatakował innego. Był nim Saddam Husajn, który najechał Kuwejt. A
elementem powojennego ładu jest to, że kiedy jakieś państwo przystąpi do
organizacji międzynarodowej, jego integralność terytorialna jest akceptowana
przez wszystkich innych członków. Więc kiedy nastąpiło zjednoczenie Niemiec, nikt
nie dyskutował o powrocie Śląska. Po pierwszej wojnie światowej Tyrol
Południowy, gdzie mówi się po niemiecku, trafił do Włoch, a Wschodnia Karelia –
do Związku Radzieckiego. Polska z ciągłymi zmianami granic w tamtym okresie
także jest doskonałym przykładem. Pomimo tych nieustannych zmian na mapie udało
się jednak osiągnąć porozumienie. To jest cywilizowany sposób: naucz się żyć z
granicami, uznaj je. A Putin zdecydował, że nie chce z nimi żyć. W związku z
czym, z formalnego punktu widzenia Rada Europy miała rację wyrzucając Rosję,
mówiąc: są pewne fundamentalne zasady postępowania, złamaliście je, nie ma dla
was tutaj miejsca.

Na Putinie nie robi to chyba większego wrażenia.

Z pewnością wziął naszą reakcję pod uwagę i doszedł do
wniosku, że może z nią żyć. Pobrzmiewają w tym echa imperialnej przeszłości.
Rosja jednak nie tyle chce odtworzyć imperium, ale stworzyć „postimperium”.
Leżące na jego terenie kraje nie mają być poddane Moskwie, ale nie ma
wątpliwości, kto będzie tam grał dominującą rolę. Na ideę tej większej Rosji
nałożony jest listek figowy pod postacią autonomicznego wyboru, chociaż od razu
widać, że Putin zawetował prawo Ukrainy jako suwerennego narodu do dokonywania
własnych wyborów. Myślę, że w ub. r. przekonał się o tym sam Janukowycz – że z
perspektywy Moskwy Ukraina jest niepodległa, ale nie jest wolna, żeby dokonywać
własnych wyborów.

Jak Pan ocenia rolę UE w kryzysie ukraińskim?

Z pewnością w unijnej postawie dobre jest to, że jest
jednogłośna. Poza tym była stopniowa. Co jest przydatne, bo nie robi się
wszystkiego na raz. Jest także niezwykle ostrożna, co odzwierciedla różnorodność
w samej Unii. W tej chwili trwają prace nad trzecią porcją sankcji. Wielkim
politycznym pytaniem jest, co zrobimy dalej. Ukraina pilnie potrzebuje oznak
europejskiej solidarności. W Irlandii mamy takie powiedzenie: „nie zamyka się
drzwi stajennych, kiedy konie uciekły”. Wydaje mi się, że znajdujemy się właśnie
w takiej sytuacji. Rosja znów wyciąga broń energetyczną. We wschodnich miastach
trwają prowokacje. U granic jako stoi 40 tys. żołnierzy. To jest moment, w
którym Europa musi być twarda. Czekanie na kolejną aneksję jest czekaniem, aż
kolejny koń ucieknie ze stajni.

Nie jesteśmy wystarczająco twardzi?

Nawet jeśli wprowadzimy bardziej dotkliwe dla rosyjskiej
gospodarki sankcje – na co z pewnością Rosjanie znajdą jakąś swoją odpowiedź – jestem pewien, że Putin także i to wziął pod uwagę i jest w stanie to
przetrzymać.

Wyobraźmy sobie, że przenosimy się w czasie o rok czy dwa
lata i znajdujemy się w idealnej sytuacji. Zrobiliśmy wszystko, aby pomóc
Ukrainie. W tej idealnej rzeczywistości Ukraina stanowi most między Wschodem a
Zachodem, a nie granicę. Aby to było możliwe, dialog strategiczny powinien
odbywać się przy współudziale Ukraińców. Tak się jednak nie stanie, jeśli jedna
strona rozmów – w tym wypadku Rosja – chce dyktować niezależnemu państwu, że
powinno przyjąć formę federacji i jak powinna wyglądać jego konstytucja.

Czy Rosja, a zwłaszcza prezydent Putin będą chcieli
zaakceptować tą idealną wizję – tego nie wiem. Jednak dopóki Moskwa trzyma w
ręku duży kij i chce nim okładać Kijów, dialog to mission impossible. Wariant
mostu jest na stole, ale nie może być obłożony dodatkowymi założeniami, w
których Moskwa dyktuje Kijowowi: tylko jeśli zrobicie tak lub tak, usiądziemy z
Wami do stołu. Pominąwszy już Krym – nie można traktować jedności terytorialnej
z pogardą.

Czy możemy zaryzykować stwierdzenie, że Europa
przegrała?

Na pewno nie doceniliśmy Putina. Zaangażowanie Unii
Europejskiej w politykę sąsiedztwa – bez względu na to, które sąsiedztwo mamy na
myśli – czy południowe, względem takich krajów jak Algieria, Tunezja, Libia –
czy wschodnie nie opierają się ani na XIX-wiecznej logice „równowagi sił”, ani
na zimnowojennej logice. Każda z nich jest grą o sumie zerowej. Ja
wygrywam – ty przegrywasz i na odwrót. Pytanie o to, czy Europa przegrała,
zakorzenione jest właśnie w logice gry o sumie zerowej. Podejście UE, nawet
jeśli można je oskarżyć o naiwność albo niedocenienie Putina, opiera się na
grze o sumie dodatniej. Europa, chcąc zrobić coś w sprawie Ukrainy, nie chciała
zrobić tego przeciw Rosji, bo UE nie jest przywiązana do logiki wojny. Tego
nauczyła nas historia.

Bez względu na intencje europejskiej wspólnoty musimy
sobie radzić z kimś, kto wciąż wyznaje tamtą logikę.

To prawda, jest tutaj pewien element polityki opartej na
sile. Jedną z najlepszych definicji polityki zagranicznej podał Benjamin
Franklin, mówiąc, że to jest „oświecona polityka samozainteresowania”.

Zachód słusznie zdecydował, że interwencja militarna
skoczyłaby się katastrofą, a najgorzej wyszliby na tym sami Ukraińcy, których
kraj zostałby zniszczony. Skoro jednak opcja militarna nie wchodzi w rachubę, to
znaczy, że trzeba napiąć dyplomatyczne muskuły, tym bardziej, że Rosjanie znów
chcą zagrać kartą energetyczną. Czy wywrze to jakieś wrażenie na Putinie?
Szczerze mówiąc, tego nie wiem. Trzeba jednak wysłać sygnał, narysować linię i
powiedzieć: dotąd i ani kroku dalej. Katastrofą byłoby, gdyby nasza odpowiedź
brzmiała „sprawa stanie się naprawdę poważna, jeśli zaanektujecie coś jeszcze”.
Dokładnie coś takiego miało miejsce w późnych latach 30. Za każdym razem
mówiliśmy – możemy z tym żyć, pewnie będzie lepiej, a było tylko gorzej.
Polityka appeasementu musi mieć swoje granice. Polityka interwencji musi być
realistyczna.

W Syrii też rysowano kolejne linie.

Nie ma wątpliwości, że czerwona linia, którą rysował
prezydent Obama, a która była przesuwana, aż w końcu zagubiła się gdzieś na
pustyni, to było zwycięstwo Putina. Linie rysuje się dopiero wtedy, kiedy jest
się zdeterminowanym, żeby jej pilnować. Jeśli nie, to rysowanie takich linii
staje się zbędnym doświadczeniem.

Sankcje, nad którymi debatujemy, powinny zostać wprowadzone
raczej prędzej niż później. Nie poprzez retoryczne chwyty, ale tak jak Rada
Europy i Parlament Europejski zrobiły ostatnio – zajęły pozycje, ale w obrębie
granic wyznaczonych przez to, co można realnie zrobić. Rada Europy słusznie
uczyniła, mówiąc: mamy zasady, respektujemy je, a wy je złamaliście – więc nie
możecie tutaj należeć, jesteście zawieszeni. Najgorsze, co można zrobić, to
zagrozić czymś, a następnie nie być w stanie się wywiązać. To oznacza zerową
wiarygodność. Musimy więc wywiązywać się z tego, z czego możemy się wywiązać –
także jeśli idzie o dyplomację muskularną – bo jeśli się nie wywiążemy, wtedy
powstanie pewna próżnia, która cynicznie zostanie wykorzystana przez Moskwę.

Kiedy wybuchła sprawa na Krymie, co można było usłyszeć na
korytarzach w Brukseli?

Co prawda nie spaceruję już nimi tak często, ale myślę, że
ludziom zaparło dech w piersiach. Putin pojawił się nad Krymem jak huragan. W
przeciągu dwóch tygodni wszystko zostało dopięte na ostatni guzik i
konstytucyjnie usankcjonowane. W przypadku takich rzeczy to jak mgnienie oka. I
właśnie dlatego, jeśli opcja militarna nie wchodzi w rachubę, trzeba napiąć
dyplomatyczne muskuły właśnie teraz, aby wysłać sygnał: dziękujemy, mamy już
dość.

Nie będziemy mieli jednak innego wyjścia – kiedyś z
Putinem trzeba będzie usiąść do stołu.

Idealny scenariusz. Uważam, że należy w to celować. Droga,
która będzie do tego prowadzić, jest trudna, ale każda ze stron musi rozumieć, że
druga strona ma słabości. Wtedy siadając przy stole, traktujemy siebie jak
partnerów. W tej chwili ta równowaga jest mocno zaburzona, bo jedna ze stron
jest przekonana, że może wygrać na własnych warunkach. To jest przestrzeń,
wewnątrz której dyplomacja musi chwilowo działać. Zgadzam się z Panem, w końcu
będziemy musieli rozmawiać, zwłaszcza jeśli chcemy, żeby Ukraina stanowiła swego
rodzaju pomost. Ktoś kiedyś powiedział, że ścieżki historii nie zawsze są
wybrukowane. Ostatecznie jednak dialog oparty jest na wzajemnym szacunku. Jeśli już
do tego dojdzie, na pewno zostanie poruszona kwestia gwarancji bezpieczeństwa.
Ale Finlandia i Austria znalazły się w różnych momentach swojej historii,
militarnie non-aligned, jako modus vivendi ze Związkiem Radzieckim. To zadziałało i
teraz są członkami UE. Istotne jednak, że Austria była konstytucyjnie
zobowiązana, aby nie wiązać się sojuszami z nikim, kiedy odzyskała niepodległość
w latach 50.

O tym, co dzieje się teraz na wschodzie Ukrainy – prowokowaniu secesji – czytaj więcej w tekście Michała Potockiego i Zbigniewa Parafianowicza

Galeria

Przyszły prezydent Ukrainy? Kim jest “były oligarcha” Petro Poroszenko?zobacz galerię »

Open all references in tabs: [1 – 8]