Kowal: Rosjanie chcą Kijowa. To nie ulega wątpliwości. Następne …
Nie ulega wątpliwości, że Kijów leży w obszarze bezpośredniego zaangażowania Rosji. Rosjanie chcą Kijowa
— mówił portalowi Polskiego Radia Paweł Kowal, b. eurodeputowany Prawa i Sprawiedliwości i Polski Razem.
Jeszcze w lipcu walczyli o zachowanie integralności swojego państwa. Dziś, w dużym stopniu jest to pogrzebane. Dzisiaj mogą walczyć o to, żeby, by zamrozić ten konflikt. Choć jeszcze w lipcu mówiłbym, że to bardzo zły scenariusz. Ale teraz fakty są takie, że Ukraina może wyłącznie walczyć o zamrożenie konfliktu i zyskanie czasu na reformy. To jest dzisiaj celem Ukrainy
— analizuje Kowal obecną sytuację naszego południowo-wschodniego sąsiada. Nie ma on złudzeń co do losu zajętych przez Rosjan terenów.
Są stracone na jakiś czas.
Co dalej z ekspansją Rosji?
Będą próbowali posunąć się dalej. Ale w przypadku Kijowa jest to za duży obszar i za duża operacja, jeśli chodzi o wojska lądowe. Poza tym musieliby wprowadzić coś na kształt rządu okupacyjnego na części terytorium Ukrainy. Wydaje mi się, że trudno będzie znaleźć jakichś „separatystów” pod Kijowem. Więc Rosjanie raczej będą próbować metody, by wziąć Kijów propagandą i zimnem
— przewiduje b. wiceszef polskiej dyplomacji.
Tu będzie ogromny nacisk propagandowy i pokazanie, że mogą zakręcić kurek i wtedy przestaną działać uczelnie, czy zakłady pracy. To, w tej chwili, realne zagrożenie ze strony Rosji. Ale nie ulega wątpliwości, że Kijów leży w obszarze bezpośredniego zaangażowania Rosji. Rosjanie chcą Kijowa. Następne są państwa bałtyckie
— dodaje Paweł Kowal i precyzuje:
Uważają, że Kijów należy do historycznej Rusi. Problem polega na tym, że Wielkie Księstwo Moskiewskie nie było kontynuacją Rusi.
Dzisiaj mieszkańcy Ukrainy decydują o losie swojego kraju.
O to toczy się rozgrywka, czyli czy w wyniku wyborów uda mu się sformułować proreformatorski rząd albo samodzielnie albo na zasadzie stabilnej większości (…) Pytanie więc brzmi: czy w wyniku wyborów uda się prezydentowi Poroszence zdobyć większość. Ale prozachodni kierunek Ukrainy nie jest jeszcze przesądzony.
On zależy od determinacji samych Ukraińców, czyli od tego co oni sami są w stanie zrobić. Cały problem polega na tym, że wszystko toczy się
w bardzo krótkim czasie i być może trzeba jednocześnie toczyć wojnę
— mówi Kowal i dodaje:
Biorąc pod uwagę siłę propagandy rosyjskiej i siłę dominacji energetycznej, skłonność Ukraińców do buntu to nie daje na to prawa, by odpowiedzialnie powiedzieć, że prozachodni kierunek jest ostateczny. To jest bardzo krucha zmiana
— mówi były eurodeputowany ale podkreśla też, że:
Prorosyjski zwrot nie jest dzisiaj taki prosty na Ukrainie. Bo w tej wojnie Rosjanie przedstawili się jako wrogowie. Przyjechali czołgami. Jeżeli ktoś przyjeżdża czołgiem, to nie jest łatwo potem do niego przytulać. Natomiast może być tak, że Rosjanie będą siali w głowach Ukraińców swoją propagandą te ciągłe znaki zapytania: czy warto? Czy warto? Czy warto? Może nie będzie z tego miłości do Kremla, ale pozostaną znaki zapytania
— konkluduje Paweł Kowal.
kim, polskieradio.pl