Kijów ustawiono w kolejce po defolt
Ukraina jest następnym po Grecji krajem w kolejce po defolt. Tak oceniają stan gospodarki ukraińskiej analitycy agencji Bloomberg. Z danych, znajdujących się w ich posiadaniu, wynika, że w Międzynarodowym Funduszu Walutowym wyraża się wątpliwości, że Kijów da sobie radę z wypłacaniem zadłużeń zaciągniętych za granicą, – wynoszą one już 12 miliardów dolarów. Zresztą, z tą oceną zgadzają się nie wszyscy eksperci: wielu upatruje w tym oświadczeniu podłoże polityczne.
Analitycy także jako pierwsi zaczęli mówić o pewnym umotywowaniu politycznym działań, podejmowanych przez prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza – upatrując w tym „niebezpieczeństwo” zbliżania się Kijowa i Moskwy.
Natomiast eksperci ukraińscy i rosyjscy są zdania, że właśnie analizy agencji Bloomberg i oświadczenia MFW zawierają o wiele więcej polityki, niż gospodarki. Nie jest żadną tajemnicą, że Europie bardzo odpowiadało jednobiegunowe, prozachodnie ukierunkowanie poprzedniego ukraińskiego prezydenta Wiktora Juszczenki. Co dotyczy stosunków rosyjsko-ukraińskich, to liczne problemy w ostatnim czasie naprawdę udało się rozstrzygnąć, chociaż do rozstrzygania pozostaje chyba nie mniej; wystarczy przypomnieć „spory gazowe” między Kijowem a Moskwą.
Natomiast na froncie europejskim na dzień dzisiejszy sytuacja jest bez zmian: przeważnie są to obietnice „świetlanej przyszłości w składzie jednolitej Europy”. Ekspert ukraińskiego Centrum Badań Politycznych Aleksander Koszyk powiedział przed mikrofonem Radia Moskiewskiego:
„Wydaje mi się, że wobec Ukrainy na Zachodzie istnieje jakieś uprzedzenie. Nasza sytuacja jest mimo wszystko nie taka, jak w Grecji. U nas gospodarka rośnie, natomiast w Grecji ona upada. Najważniejsze jest to, że nasze zadłużenie nie przekracza 40 procent wielkości produktu krajowego brutto, a w Grecji ten wskaźnik wynosi 160. Są to zupełnie różne sytuacje. Oczywiście, tkwi w tym jakieś podłoże polityczne. Europa nie chce zapewniać Ukrainie pełnoprawnego członkowstwa w Unii Europejskiej, a z innej strony, boi się, że Ukraina w tym przypadku skieruje się ku Rosji”.
Powróćmy jednak do tematu gospodarczego. Pod względem wielkości pożyczek zaciągniętych za granicą Ukraina nie różni się tak bardzo od innych krajów tejże Europy. Nawet czołowe mocarstwa europejskie mają zadłużenia wynoszące około 70 % PKB. „W zasadzie, każde z tych państw może dojść do defoltu”, – podkreśla analityk centrum do spraw badań przestrzeni postradzieckiej Aleksander Karawajew:
„O ryzyku defoltu decyduje kilka przyczyn. Jedna z nich polega na tym, że wszyscy kredytodawcy mogą jednocześnie zwrócić się do Ukrainy o zwrócenie pieniędzy. Jeszcze bardziej pogorszy sytuację, jeśli zbiegnie się to w czasie z wielkimi wypłatami wielkich spółek ukraińskich. Czyli musi dojść do zbiegu kilku czynników negatywnych. Ta sytuacja może wyniknąć za kilka tygodni, a może być spokojnie przeżyta, dopóki nie ucichnie kryzys”.
Na Ukrainie większość ekspertów nie skłania się do dramatyzowania sytuacji. Są oni zdania, że hrywna – mimo chwiejności jej pozycji – utrzyma się do końca roku w nadających się do zaakceptowania ramach kursu. Wygląda też na to, że Kijów potrafi znaleźć jakiejś bieżące sposoby na rozstrzyganie swych problemów finansowych. Jednym z możliwych sposobów dla Ukrainy jest przyjęcie oferty jej sąsiadów ze wschodu. Drzwi do Unii Celnej zawsze są dla Kijowa otwarte.